Czyli rozumiem,że przy żarówkach 55/60W(nie wspomonam o tych drugich,bo są wogóle zabronione i ich używanie jest bez sensu,ponieważ nie ma reflektorów świateł mijania i drogowych przystosowanych do żarówek o takiej mocy), w przedstawionym przez ciebie,niezgodnym z prawem układzie,żarówki te,pobierają z akumulatora prąd 6,2A. Dostosuj wysokość świateł mijania i drogowych w moim Peugeot 307. Dlatego po umieszczeniu znaku na ścianie otwórz maskę swojego Peugeot 307, aby wyregulować reflektory. Zlokalizuj sąsiednią śrubę optyki i wyreguluj, przekręcając od prawej do lewej, aby wyregulować wysokość. Celem jest, aby wiązki światła Twojego Peugeota 307 Peugeot 206 1.4 2008 - Światła mijania samoistnie włączają się po odpaleniu silnika. Jeśli jako nowy był kupiony w Polsce to może mieć ustawiony taki tryb o którym piszesz. Jeśli tak to zmienia się to poprzez np PP2000. Samochody Elektryka i elektronika 23 Mar 2023 14:32 Odpowiedzi: 4 Wyświetleń: 309. AUDI A6 C5 [A6 C5]problem z regulacja xenonu. Witam jakiś czas temu po wymianie zawieszenia z gwintowanego na orginalne na Fisie wyskoczył mi komunikat (lampka) regulacja świateł. podłączyłem auto pod Vag i wyskoczyły dwa błędy 00774 - Level Control System Sensor Left Rear (G76) 28-10 - Short to B - Intermittent 00776 - Level Control Dostosuj wysokość świateł mijania i świateł drogowych w mojej honda jazz. Dlatego gdy znak wisi na ścianie, otwórz maskę swojej Hondy Jazz, aby wyregulować reflektory. Zlokalizuj sąsiednią śrubę optyki i dokonaj regulacji, przekręcając ją od prawej do lewej, aby wyregulować wysokość. Celem jest, aby wiązki światła Twojej Skutek: bardzo nieciekawy wygląd reflektorów, utrudniona emisja światła. Niekiedy użytkownicy montują mocniejsze żarówki, żeby uzyskać większy strumień światła. Jest to niepotrzebne. Wystarczy skutecznie wyczyścić klosze reflektorów i zabezpieczyć je przed kolejnymi uszkodzeniami, tworząc warstwę ochronną. . Kategorie: B Tagi: oświetlenie pojazdu Podstawa prawna: Zał. 1 pkt s. 11979 Rozporządzenia MI z dnia 18 września 2009 w sprawie zakresu i sposobu przeprowadzenia badań (Dz. U. nr 155 poz. 1232) Jaki może być skutek nieprawidłowo ustawionych reflektorów świateł mijania? Zwiększone zużycie paliwa. Zwiększone zużycie żarówek. Oślepianie kierujących nadjeżdżających z przeciwka. Jakie oświetlenie zastosować w przedpokoju, łazience, a jakie na suficie w salonie? Wybrać zwykłe żarówki, LED, halogeny czy świetlówki? Ile zaoszczędzisz lub stracisz? Jakie są plusy i minusy różnych rodzajów oświetlenia? – na te pytania próbuję odpowiedzieć w tym artykule zderzając rzeczywistość z marketingiem producentów. I przedstawiam prawdziwe koszty posiadania oświetlenia różnego rodzaju. Dla osób nielubiących czytać od razu przedstawię wnioski: oświetlenie LED rzadko kiedy jest opłacalne jako główne źródło światła. Z mojej perspektywy jest to technologia niedojrzała. Zastępuje tradycyjne sposoby oświetlania tylko w niektórych zastosowaniach. Największą przeszkodą w masowym wykorzystaniu LED jest nadal wysoka cena oraz duży bałagan na rynku – świadomie i nieświadomie powodowany zarówno przez znanych producentów, jak i sprzedawców taniego sprzętu no-name. To ostatnie powoduje, że łatwo się naciąć i kupić oświetlenie LED o słabych parametrach, które dodatkowo szybko może się zepsuć. Na co więc zwracać uwagę? Na co ja zwracałem uwagę i jakimi kryteriami się kierowałem? Co zrobiłbym teraz lepiej mając roczny bagaż doświadczeń? O tym właśnie piszę w tym artykule 🙂 Moja subiektywna ocena oświetlenia LED Nie spieszyłem się z napisaniem tego artykułu. Zależało mi na tym żeby zebrać wystarczającą ilość doświadczeń związanych z oświetleniem LED, zanim podzielę się z Wami moimi obserwacjami. Dobrze przeczytałeś – moimi obserwacjami i wnioskami. Nie silę się tutaj na podawanie Wam uniwersalnych informacji. Opisuję tylko moje doświadczenia i subiektywne odczucia. Zaznaczam, że nie jest elektrykiem, specjalistą od oświetlenia lub inżynierem oceniającym produkty na podstawie parametrów technicznych. Mam jednak doświadczenie praktyczne jako światłolub, który lubi jak w mieszkaniu jest jasno, który nie chce przepłacać (ani za prąd, ani za źródło światła) i który nie lubi zmieniać przepalonych żarówek. Rok temu, gdy zastanawiałem się jak przeorganizować oświetlenie w domu, długo szukałem artykułów, które by mi w tym pomogły. I nie znalazłem. Dlatego ten artykuł to taki przewodnik dla mnie samego rok temu. Jeśli po jego przeczytaniu będziesz mieć wrażenie, że wiesz więcej o oświetleniu LED (i nie tylko), to będzie to znaczyć, że mi się udało. A gdyby czegoś Ci w tym artykule zabrakło, to śmiało zapytaj w komentarzach 🙂 Sprawdź również: Jak skutecznie oszczędzać Cel wymiany oświetlenia Zanim przejdę do opisu moich doświadczeń i wniosków, to muszę przedstawić podstawowe powody, dla których zdecydowałem się eksperymentować z oświetleniem LED: Lubię, jak w mieszkaniu jest jasno. W kontekście wycofywania tradycyjnych, wolframowych żarówek o dużych mocach (100W, 75W) szukałem dla nich tańszego zamiennika. To samo dotyczyło także tradycyjnych halogenów sufitowych. Nie interesowało mnie oświetlenie punktowe / dekoracyjne. Interesowały mnie wyłącznie główne źródła światła. Dlatego nie opisuję listew świetlnych itp. Skupiam się na oświetleniu wymiennym, czyli wszystkim co można wykręcić i wkręcić. Zależało mi na obniżeniu kosztów prądu, ale oczywiście bez przepłacania za źródła oświetlenia. W przypadku LEDów będących zamiennikiem dla halogenów sufitowych – musiały się one mieścić w standardową oprawę (te same wymiary co halogen GU10 o średnicy 5 cm). Być może Twoje kryteria są inne. Być może LED ma być tylko uzupełnieniem oświetlenia żarówkowego, halogenowego lub świetlówek. W takim przypadku również przeczytaj ten artykuł, ale przefiltruj prezentowane przeze mnie informacje i wyciągnij własne wnioski. Kosztowne testy oświetlenia LED Zanim wymieniłem oświetlenie w domu, to eksperymentowałem z różnych rodzajami oświetlenia. Mentalnie nie byłem w stanie zaakceptować pojedynczego źródła światła kosztującego powyżej 50 zł / sztukę, ale testowo kupowałem i takie “żarówki” LED. Pierwszym istotnym błędem, który popełniłem, było uleganie marketingowi dużych marek znanych z oświetlenia, a w szczególności Osram i Philips. Prawda niestety jest taka, że nawet jeśli producent jest duży i specjalizuje się w produkcji żarówek, świetlówek i halogenów, to wcale nie musi mieć dużo do powiedzenia w temacie oświetlenia LED. Rok temu większość z uznanych producentów koncentrowała się na dostarczaniu LEDów, które mogą co najwyżej pełnić funkcję dekoracyjnego źródła światła i nie były w stanie zastąpić głównego oświetlenia. Ich LEDowe odpowiedniki halogenków sufitowych, wyposażone są w jedną lub góra 3-4 diody, które dają mały i wąski strumień światła (zaraz napiszę o tym więcej). A jednocześnie są to źródła drogie, kosztujące kilkadziesiąt złotych za sztukę. Zdarzyło mi się nawet kupić takiego LED’a za 80 zł. Efekt jest raczej żałosny – stojąc pod takim LEDem czuję się jakbym stał w cieniu. Drugim istotnym błędem było sugerowanie się mocą LED’ów wyrażoną w watach. Szukałem przede wszystkim odpowiedników klasycznych halogenów montowanych w oprawach w suficie podwieszanym i coraz częściej stosowanych również w lampach sufitowych tego typu co na zdjęciu poniżej. Ja koncentrowałem się na poszukiwaniu odpowiedników halogenów z gniazdem GU10, podłączanych bezpośrednio do napięcia 230V bez konieczności stosowania zewnętrznych transformatorów. Na rynku dostępne były wtedy produkty posiadające 1W, 3W, 4W i maksymalnie 5W, które wielkością odpowiadały klasycznym halogenkom – czyli nie wystawały poza przeznaczoną dla nich oprawę sufitową. Prawda jest taka, że przy wyborze oświetlenia LED kluczowe znaczenie ma ile światła potrafi wyprodukować taka “żarówka” (wiem, że nie jest to żarówka, ale przyjmijmy roboczo takie nazewnictwo). Są LED’y, które z 5W wyprodukują 400 lumenów, a są i takie, które z tej samej mocy dadzą nie więcej niż 150 lumenów. Uwierzcie, że różnica jest kolosalna. LEDy SMD – płaskie diody LED montowane powierzchniowo Jedynym rozwiązaniem, które dają zbliżone parametry świecenia do halogenów / żarówek, są LEDy wielodiodowe SMD. W moim przypadku najlepiej sprawdzają się LEDy budowane z kilkudziesięciu diod typu SMD 5050 oraz SMD 5550 – przede wszystkim ze względu na optymalny z mojego punktu widzenia stosunek jakości do ceny. Po kilkutygodniowych testach, zdecydowałem się zakupić produkty firmy Lumenmax. Jest to polska firma, która według jej zapewnień samodzielnie projektuje źródła światła, a następnie zamawia ich produkcję w Chinach. Z produktów tej firmy korzystam już ponad rok (od kwietnia 2012 r.) i jak na razie ani jeden z nich nie uległ awarii i jestem z nich zadowolony. Dla jasności: nie mam żadnych korzyści z tego, że polecam produkty tej firmy. Nic na tym nie zarabiam. Po prostu dzielę się moimi pozytywnymi doświadczeniami. Wszystkie przedstawione w tym artykule analizy finansowe odnoszą się do produktów LED firmy Lumenmax. A trzeba dodać, że nie są to produkty najtańsze. Z mojej perspektywy stanowią dobry kompromis pomiędzy jakością i ceną. Jeszcze jedna uwaga: ja nie zajmuję się monitoringiem rynku LED. Być może pojawili się już jacyś inni, godni uwagi producenci. Nie analizuję tego. Opisuję moje doświadczenia z ostatniego roku. Czytaj także: Wyniki ankiety, czyli o czym chcecie czytać na blogu o oszczędzaniu Kryterium 1: wielkość emitowanego strumienia światła, czyli ilość lumenów Już wiesz, że testy LEDów mogą być kosztowne. Na co warto zwrócić uwagę? Dzisiaj patrzę przede wszystkim na deklarowaną przez producenta wielkość strumienia światła, czyli ilość lumenów emitowanych przez źródło LED. Tu pojawia się jednak pierwszy problem. Producenci i sprzedawcy, delikatnie mówiąc, potrafią rozmijać się z prawdą. A jeśli spojrzycie na Allegro, to bez ogródek powiem, że niektórzy bezczelnie kłamią. I nawet jeśli liczbę lumenów podadzą prawdziwą, to za chwilę kłamią porównując źródło LED z klasyczną żarówką. Nie będę się tu silił na mądrość i specjaliści od oświetlenia mogą mnie zaraz pożreć żywcem, ale napiszę Wam o moich odczuciach, a nie parametrach technicznych: światło emitowane przez żarówkę, czy halogen, rozprasza się w inny sposób niż to emitowane przez diody LED. I to widać. Ja jeszcze nie znalazłem sensownie wycenionej (czyli poniżej 100 zł) lampy LED, która zamknięta w obudowie klasycznej żarówki (gwint E27), stanowiłaby substytut dla żarówki o mocy 100W. Według mnie możecie zapomnieć o tym, że LED’y o mocy 7W-10W dadzą Wam ten komfort świetlny, co klasyczna żarówka 100W i to bez względu na ilość upakowanych na nich diod. Jest jeszcze gorzej niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Klasyczne żarówki dawały mniej więcej 6-16 lumenów na każdy W (te o większych mocach – więcej). Czyli można było przyjąć w dużym uproszczeniu, że poszczególne rodzaje żarówek dają tyle lumenów: Żarówka 120 W = 1200-1920 lumenów Żarówka 100 W = 1000-1600 lumenów Żarówka 75 W = 750-1200 lumenów Żarówka 60 W = 360-600 lumenów Żarówka 40 W = 240-400 lumenów Trochę inaczej wygląda to dla oświetlenia halogenowego: Halogen 50 W = 700-1000 lumenów Halogen 35 W = 490-700 lumenów I teraz jeśli porównacie powyższe liczby, z tym co znajdziecie na opakowaniach “żarówek” LED, to będziecie mieli wyobrażenie dlaczego LED, który miał zastąpić “żarówkę 100W” świeci tak “ciemno”, że wolelibyście zamiast niego mieć żarówkę 40W. Producenci i sprzedawcy żerują na naszej niewiedzy. Poniżej podaję Ci jeszcze zalecenia Unii Europejskiej dotyczące wyboru energooszczędnych substytutów tradycyjnych żarówek. Potraktuj proszę te zalecenia jako ściągawkę. Ja po roku doświadczeń muszę stwierdzić, że się z nimi zgadzam: Odpowiednik żarówki 100W powinien mieć 1300-1530 lumenów Odpowiednik żarówki 75W powinien mieć 920-1060 lumenów Odpowiednik żarówki 60W powinien mieć 700-810 lumenów Odpowiednik żarówki 40W powinien mieć 410-470 lumenów Odpowiednik żarówki 25W powinien mieć 220-250 lumenów Kryterium 2: kąt świecenia Dużo Wam napisałem o lumenach, ale tak naprawdę na to czy będziemy mieć wrażenie, że w pokoju jest jasno lub ciemno, wpływ ma także kąt świecenia. Dla różnych źródeł wygląda to następująco: Żarówka – emituje światło w każdą stronę (dookólnie). Dlatego światło żarówki wypełnia nam idealnie pomieszczenie, ale ze względu na to, że jest rozproszone, to do dobrego oświetlenia potrzebujemy żarówki dużej mocy. Ja kochałem żarówki 100W 🙂 Halogen w suficie podwieszanym (MR16 lub GU10) – wyposażony jest najczęściej w reflektor, który odbija światło i jednocześnie skupia je w wiązkę świetlną o określonym kącie. Typowy kąt to 35-60 stopni. Halogen dobrze oświetla to co jest na wprost niego (w promieniu kąta świecenia). Jego światło też się rozprasza, ale można zaobserwować, że pół metra ścian od sufitu mamy zazwyczaj nieoświetlone. Za to wiązka światła jest dosyć skupiona. Dlatego na sufitach podwieszanych instaluje się je dosyć gęsto 🙂 Oświetlenie LED – tu szerokość kąta świecenia zależy od typu zastosowanych diod. Jeśli są to diody SMD instalowane powierzchniowo, to strumień światła ma szeroki kąt świecenia. Przykładowo dla LEDów w obudowie GU10 lub MR16 jest to, np. 120 stopni. Ale to powoduje jednocześnie, że światło jest bardziej rozproszone. Przykładowo jeśli mamy klasyczny halogen emitujący 450 lumenów pod kątem 35 stopni i LED emitujący też 450 lumenów pod kątem 120 stopni, to pod LEDem będzie nam ciemniej, bo światło jest rozproszone na większą powierzchnię. Z drugiej strony jeśli LEDów mamy wiele, to znacznie łatwiej będzie nam wypełnić pomieszczenie światłem niż w przypadku halogenów o ograniczonym kącie świecenia. Przykładowo taki LED zainstalowany na suficie podwieszanym ładnie “wyeliminuje” nam niedoświetlenie ścian przy suficie. Pytanie tylko, czy to właśnie na tym powinno nam zależeć 😉 Kryterium 3: barwa światła, czyli nie wierz, że słońce jest najlepsze Producenci wmawiają nam, że najbardziej naturalna dla nas barwa światła, to odpowiednik światła słonecznego – czyli około 6500 Kelvinów (K). Zgodzę się, że takie światło lubimy w dzień, ale wieczorem próba oświetlenia czegokolwiek takim światłem powoduje, że ja czuję się jak w kostnicy. Zimno i nieprzyjemnie. Nie bez powodu określa się takie światło mianem światła zimnego. Dla mnie najcieplejsze LEDy i świetlówki wyglądają wieczorem zbyt trupio. “Ciepła barwa” w przypadku LEDów oznacza temperaturę barwową 3000K (Kelvinów). To o wiele “zimniejsze” światło niż w przypadku żarówek, które mają temperaturę od 2500K do 2700K. Dla mnie poziom 3000K jest maksymalną, akceptowaną przeze mnie temperaturą barwową. Kupiłem kiedyś jednego LEDa o temperaturze 4000K (określany jako “zimny biały”) i czułem się jak na sali operacyjnej. Ale tu musicie poeksperymentować sami. Ja wiem, że po przejściu z tradycyjnych halogenów sufitowych GU10 (o temperaturze około 2700K) na ich odpowiedniki LED o temperaturze 3000K, musiałem przez około 2 tygodnie przyzwyczajać się do zmienionej barwy. Wszystko wokół wydawało się takie białe. Chcesz więcej porad o oszczędzaniu i zarabianiu? Jeśli podoba Ci ten wpis, to gorąco zachęcam do przekopania się przez archiwum mojego bloga. Znajdziesz tutaj setki wpisów dotyczących wszystkich obszarów finansów osobistych: oszczędzania, zarabiania, mądrego inwestowania, negocjowania, optymalizacji podatkowej oraz podejmowania dobrych decyzji finansowych. Świetną esencją mojej pracy jest książka „Finansowy ninja”, którą lubię określać mianem podręcznika, który każdy z nas powinien przeczytać jeszcze w szkole. To ponad 540 stron konkretnych wskazówek i podpowiedzi pomagających ułożyć dobry plan finansowy i w konsekwencji jego realizacji osiągnąć pełne bezpieczeństwo finansowe. Książka zbiera absolutnie świetne recenzje (przeczytasz je na stronach „Lubimy czytać” i „Goodreads”). Pomimo, że wydawałem ją samodzielnie, osiągnęła już status bestsellera – sprzedało się już ponad 22 tys. egzemplarzy! Zachęcam do zakupu. Pracowałem nad nią blisko 2 lata – po to, by była maksymalnie przystępna dla wszystkich osób, które chcą poszerzać swoją wiedzę finansową i jednocześnie skutecznie omijać pułapki zastawiane przez instytucje finansowe i ubezpieczeniowe. Według wielu nabywców, to najlepsza książka o finansach osobistych, jaką przeczytali od lat. PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI → Kryterium 4: typ zastosowanych diod Warto trzymać się tego rodzaju diod, które już się nam sprawdziły. Ja kupuję te LEDy, które wyposażone są w diody typu 5050 lub 5550. Dioda diodzie nierówna. Jeśli więc na opakowaniu nie ma informacji, jaki typ diod został zastosowany w “żarówce” LED, to lepiej w mojej opinii nie ryzykować. Oszczędność może być tylko pozorna. Nie jestem ekspertem więc nie będę bajerował, że rozumiem różnice pomiędzy poszczególnymi typami diod. Podaję Wam tylko, które w moim subiektywnym odczuciu, się sprawdziły 🙂 Kryterium 5: sposób chłodzenia Producenci będą Wam wmawiać, że zaletą LEDów jest to, że się nie grzeją. Ja prawie w to wierzyłem – do momentu, aż nie sparzyłem się wykręcając testowanego LEDa 🙂 Te LED’y, które posiadają wiele diod, wydzielają ciepło bardzo intensywnie. I ciepło to musi być sprawnie odprowadzane – szczególnie tam, gdzie LED umieszczony jest w małej obudowie, np. w odpowiedniku standardowego halogenu sufitowego o średnicy 5 cm. Dlatego zakupiłem “halogeny” LED, które mają konstrukcję otwartą – diody nie są schowane za szkłem. Jak na razie rozwiązanie to doskonale mi się sprawdza. Pomimo, że niektórzy znajomi mówili mi, że po zamknięciu LEDów w obudowach, po prostu się one przepalały, to u mnie od ponad roku ani jedno źródło LED nie uległo awarii. Zobaczymy jak długo wytrzymają. Gwarancję mam na 18 miesięcy 😉 W przypadku substytutu żarówek starałem się wybrać takie LEDy, które wyposażone są w radiatory do odprowadzania ciepła. Przykładowo: lampki nocne wyposażone mam w takie oto “żarówki” z gwintem E14 (nazywane żarówkami świecowymi): Ale niestety z dobrze chłodzącymi się LEDami, wyposażonymi w radiatory, jest taki problem, że mają one często większą kubaturę niż tradycyjne żarówki lub halogeny. To może powodować, że pomimo takiego samego gwintu, nie będą się mieścić w dotychczasowe oprawy lub klosze. Podobny problem mam także przy świetlówkach. Jeśli instaluję duże z nich, to niekiedy nieładnie wystają one z abażurów – tam, gdzie żarówka idealnie się chowała. Modele LED, które wybrałem Po wszystkich moich eksperymentach ustandaryzowałem się na dwóch typach LEDów: “Żarówkach” typu świecowego (gwint E14) Lumenmax LED EL-CSMB27 o mocy 5W i 380 lumenów. Obecnie dostępne są w cenie 54,99 zł. “Halogenach” ze złączem GU10 Lumenmax LED EL-SMB09 SE o mocy 5W i 350 lumenach. Obecnie dostępny jest ich odpowiednik SMB09SM w cenie 29,99 zł. Dla przykładu podam Wam przykład jednego LED’a – “halogenka”, który kompletnie mi się nie sprawdził. Model Osram Parathom PAR16 o mocy 5W. Emituje on zaledwie 170 lumenów i ma mały kąt świecenia, a kosztuje około 45 zł. Opłacalność inwestycji w LEDy No to skoro już napisałem na co co warto zwrócić uwagę kupując LED’y i powiedziałem, które modele wybrałem, to przejdę do najważniejszego elementu tego artykułu, czyli podsumowania kosztów. Podstawową wadą oświetlenia LED jest jego wysoka cena. Wyposażenie całego mieszkania w takie oświetlenie, może kosztować od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. Zasadnym więc staje się pytanie czy i kiedy taki zakup ma szansę się zwrócić. Producenci bardzo chętnie w swoim marketingu porównują koszty prądu zużywanego przez tradycyjne żarówki i oświetlenie LED, i pokazują korzyści finansowe, jakie osiągnąć można dzięki LEDom. Ale świadomie zapominają oni o dwóch aspektach: “żarówki” LED są bardzo drogie w zakupie i dodatkowo – wcale nie jest tak, że “świecimy” nimi przez długi czas. Przykładowo: jeśli z lampki nocnej korzystamy raptem godzinę dziennie, to na zwrot inwestycji w LED przyjdzie nam czekać znacznie dłużej, niż gdyby była ona zapalona 10 godzin na dobę 🙂 Aby pomóc Wam samodzielnie policzyć opłacalność inwestycji w oświetlenie LED, przygotowałem specjalny arkusz kalkulacyjny, który możecie pobrać poniżej. Zresztą arkusz ten pozwoli Wam porównać dowolne dwa alternatywne źródła światła i koszty związane z ich użytkowaniem. Możecie przykładowo porównać tradycyjne żarówki do halogenów, albo policzyć ile zaoszczędzicie wymieniając żarówki na świetlówki. Arkusz zorganizowany jest w następujący sposób: Najpierw możecie wpisać, którego pomieszczenia dotyczy analiza Później wpisujecie parametry obecnego oświetlenia w danym pomieszczeniu: Typ źródła światła, np. żarówka Liczbę wykorzystywanych żarówek Moc pojedynczej żarówki Czas świecenia tego oświetlenia w ciągu doby (podawany w godzinach) Koszt zakupu jednej żarówki Informację ile żarówek Wam się przepala w ciągu roku – żarówki te uwzględnimy potem w kosztach rocznych Następnie, w analogiczny sposób, wpisujecie dane dotyczące docelowego oświetlenia, które zastąpić ma obecne oświetlenie. Arkusz automatycznie wyliczy aktualnie ponoszone koszty, wyliczy też skalę inwestycji i okres jej zwrotu. Oczywiście finalne wyniki w dużej mierze uzależnione są od tego, przez ile godzin w ciągu doby używacie oświetlenia w danym pomieszczeniu. W moim przypadku okazało się, że jedynymi sensownymi miejscami, w których mogę zastosować oświetlenie LED, są przedpokój, łazienki i kuchnia. Tam taka inwestycja zwraca mi się mniej więcej po 1 roku i 8 miesiącach i to przy założeniu, że światło w tych pomieszczeniach jest zapalone mniej więcej 1,5 godziny na dobę. Kiedyś przyjmowałem do wyliczeń nieco inne założenia, ale po roku obserwacji siebie i rodziny, udało mi się je zweryfikować. W pozostałych pomieszczeniach, a w szczególności tam, gdzie potrzebuję mocnego źródła światła, zastosowanie LEDów mija się z celem. Głównie ze względu na cenę “żarówek” LEDowych. Przykładowo: ekwiwalent 100-watowej tradycyjnej, wolframowej żarówki w postaci LED o mocy 18W i strumieniu światła 1410 lumenów, kosztuje aż 146 zł (model Lumenmax COSMB102). Nawet przy 4,5 godzinach świecenia dziennie, inwestycja ta zwracałaby mi się przez blisko 8 lat (w porównaniu z obecnie stosowanymi świetlówkami 22W). Nie widzę najmniejszego sensu w tak długim oczekiwaniu na zwrot inwestycji. Plusy i minusy Zapytałem Was na Facebooku, jakie macie obserwacje odnośnie oświetlenia LED. Jarek zwrócił mi uwagę na to, że: “Słabsze LEDy mrugają. Nie widać tego gołym okiem ale już robiąc pod takim LEDem zdjęcie kartki widać „prążki” na zdjęciu których nawet przy CFLach nie widać. A wydawałoby się, że powinno być na odwrót.” Z kolei Adam zauważył to, o czym pisałem już powyżej: “Strumień świetlny w żarówkach LED i barwa koloru, czego się niestety – póki co – nie da się przeskoczyć, są gorsze niż w przypadku tradycyjnych żarówek. Podzielam również zdanie o świetlówkach – częste wymiany to codzienność (no, może „comiesięczność”) przez co koszty są bardzo wysokie.” Ja ze świetlówkami nie mam na szczęście tego typu problemów. Akurat w zakresie świetlówek korzystam z produktów firmy Osram. Mikołaj zwraca uwagę na taśmy LED, które mogą być ciekawym sposobem oświetlania, np. w kuchni. Finansowo są one dosyć drogie (100 zł / 5 metrów bieżących taśmy), ale dobrze sprawdzają się w roli oświetlenia podszafkowego. Dzięki wielu punktom świetlnym minimalizują powstawanie cienia, co ułatwia prace kuchenne. Podejmę się subiektywnego podsumowania wad i zalet oświetlenia LED (moja opinia – Ty możesz mieć inną). Najważniejsze według mnie zalety oświetlenia LED to: Niższe zużycie prądu niż w przypadku żarówek, halogenów oraz świetlówek Mniejsze wydzielanie ciepła Trwałość – przynajmniej teoretycznie 🙂 Czas pokaże. Wady oświetlenia LED: Wysoka cena Jakość światła – większość diod świeci “zimnym światłem” Duża ilość słabej jakości produktów na rynku, co utrudnia wybór Trudność porównania źródła LED do tradycyjnych żarówek, w czym niestety nie pomaga również marketing producentów Konieczność projektowania instalacji elektrycznych pod kątem stosowania LED – chociażby w zakresie gęstości rozmieszczenia źródeł światła. Wnioski – gdzie jakie światło stosować? Poniżej zebrałem moje najważniejsze wnioski dotyczące sensowności stosowania różnych źródeł światła. Niestety nie są one tak pochlebne dla LEDów, jak mogłoby się wydawać. Warto samodzielnie przeanalizować opłacalność LEDów. Każdy musi to zrobić sam (polecam załączonego Excela!) uczciwie odpowiadając sobie na pytanie przez ile czasu na dobę jest zapalone światło w każdym z pomieszczeń oraz jak często przepalają mu się tradycyjne żarówki i halogeny. O ile może mieć sens wymiana halogenów sufitowych na “halogenki” LED, o tyle w przypadku głównego źródła światła w żyrandolach sufitowych trudno mi jest wyobrazić sobie sytuację, w której LED byłby dobrym substytutem dla żarówki lub świetlówki. Potencjalnie wystarczające mogłyby być LEDy o mocach kilkunastu watów dające ponad 1300 lumenów, ale niestety z finansowego punktu widzenia jest to kompletnie nieopłacalne. LEDy takie kosztują ok. 150 zł / sztukę i zwracają się dopiero po ok. 8 latach (w porównaniu ze świetlówką). Racjonalnie wycenione LED’y do instalacji w sufitach podwieszanych (poniżej 50 zł / sztukę) produkują relatywnie mało lumenów. To z kolei powoduje, że trzeba stosować ich więcej na tej samej powierzchni, aby osiągnąć pożądany poziom doświetlenia. I tu docieramy do sedna: w zasadzie jeśli myślimy o zastosowaniu LEDów, to należałoby myśleć o nich już na etapie projektowania oświetlenia mieszkania lub domu. Przykładowo: jeśli standardowe halogenki rozmieszczane byłyby na suficie co 120 cm, to w przypadku LED’ów prawdopodobnie należałoby zmniejszyć dystans pomiędzy nimi do 85 cm. Proszę, nie przywiązuj się do tego przykładu, bo nie mam pojęcia o projektowaniu oświetlenia 😉 Nie warto kupować najtańszej chińszczyzny na Allegro. Najlepiej kupować oświetlenie LED u takich sprzedających, którzy umożliwiają zwrot rozpakowanego i przetestowanego przez nas towaru. To absolutnie kluczowe, jeśli nie chcesz wyrzucić pieniędzy w błoto. Mój wybór co do oświetlenia mieszkania jest następujący: Przedpokój, łazienki i kuchnia: oświetlenie sufitowe “halogenkami” LED (instalowane w suficie podwieszanym). Każdy halogen to 5W, 350 lumenów. Sypialnia: Sufit: świetlówka 22W Doświetlenie na ścianie: 3x LED “halogen” 5W, 350 lumenów Lampki nocne: LED E14, 5W, 380 lumenów – ale dzisiaj zostałbym przy zwykłych żarówkach 40W lub żarówkach halogenowych Salon: Oświetlenie nad stołem: 2x świetlówka 22W Oświetlenie główne: 6x żarówki halogenowe 42W – rzadko używamy tego źródła światła Lampa uzupełniająca: 1x świetlówka 10W Lampka nocna: LED E14, 5W, 380 lumenów – tu podobnie jak w sypialni dzisiaj zostałbym przy halogenie lub zwykłej żarówce Pokoje dzieci: 6x LED “halogen” 5W, 350 lumenów – w zupełności wystarczające i dobra decyzja Projektowanie instalacji oświetlenia domowego pod kątem zastosowania LEDów jest również uzasadnione z innych powodów. Przykładowo: ja mam w mieszkaniu instalację korzystającą z tzw. włączników schodowych. Dzięki nim mogę w trzech miejscach włączać i wyłączać światło w przedpokoju. Ale instalacja taka ma to do siebie, że w zasadzie cały czas płynie przez nią minimalny prąd. Na tyle mały, że standardowe halogeny nie świecą. Ale po wymianie ich na LED’y mam zjawisko “gwieździstego nieba” na suficie. LEDy delikatnie się żarzą nawet jak są “wyłączone”. Nam się to akurat podoba, ale dla kogoś innego może być to irytujące. Problem nie występuje w przypadku zastosowania standardowych włączników. Opisany wyżej efekt prezentuję na zdjęciach poniżej 🙂 Najpierw ujęcie z włączonym światłem, potem z tego samego miejsca z wyłączonym światłem, a następnie zbliżenie pojedynczego, wyłączonego źródła LED. W efekcie w przedpokoju nigdy nie jest kompletnie ciemno. Przedpokój i zapalone oświetlenie LED To samo ujęcie przy zgaszonych LEDach A tak świeci „zgaszony” LED Podsumowanie Mam nadzieję, że podobał Ci się ten artykuł i zaspokoił on Twoje zapotrzebowanie na wiedzę o LEDach, jako głównym źródle światła. Jeśli tak jest, to mam prośbę, abyś podzielił się linkiem do tego artykułu ze swoimi znajomymi. Sam wiem ile czasu spędziłem poszukując subiektywnych opinii prawdziwych, zadowolonych i niezadowolonych użytkowników LEDów. Gdyby ktoś podsunął mi wcześniej taki materiał – byłbym mu bardzo wdzięczny 🙂 Ikonki służące do podzielenia się tym artykułem, znajdziesz poniżej. A jeśli nie chcesz, by ominęły Cię informacje o nowych artykułach, to zasubskrybuj mój blog przez RSS lub zapisz się na newsletter. Warto 🙂 Dziękuję Ci bardzo, że wytrwałeś w lekturze tego artykułu (i gratuluję ;-)). A może Ty też już masz jakieś doświadczenia z LED’ami? Zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzu 🙂 Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Jakie produkty polecasz, a jakie odradzasz i dlaczego? Zobacz także: Kalkulator zużycia prądu Środki trwałe, które nie mogą być dłużej wykorzystywane w działalności gospodarczej, należy usunąć z ewidencji księgowej. Gdy składnik majątku nie został całkowicie zamortyzowany, nieumorzona wartość stanowi pozostały koszt operacyjny. Środki trwałe, z których korzystają firmy prowadzące działalność gospodarczą, to rzeczowe aktywa trwałe, o przewidywanym okresie ekonomicznej użyteczności dłuższym niż rok. Muszą być one kompletne, zdatne do użytku i przeznaczone na potrzeby jednostki. To główne warunki zaliczenia danego składnika majątku do kategorii środków trwałych. Oznacza to np., że jeżeli zakupiona przez jednostkę maszyna produkcyjna będzie wymagała montażu, powinna ona zostać ujawniona na koncie - Środki trwałe w budowie. Na konto - Środki trwałe może zostać przeniesiona dopiero w momencie, gdy jednostka przyjmie ją do użytku. Podobnie będzie w przypadku awarii lub zniszczenia środka trwałego. Nieużywany składnik majątku nie może widnieć w ewidencji środków trwałych. W przypadku gdy środek trwały nie jest dłużej zdatny do użytku i nie może zostać naprawiony, należy go zlikwidować. Postawienie środka trwałego w stan likwidacji powinno być potwierdzone dokumentem LT. Jeżeli nie został on umorzony w całości, ewidencja usunięcia składnika majątku z ksiąg rachunkowych może przebiegać w następujący sposób: 1. Wyksięgowanie w wartości dotychczasowego umorzenia: strona Wn konta 050 - Umorzenie środków trwałych, strona Ma konta 010 - Środki trwałe. 2. Wyksięgowanie w wartości nieumorzonej: strona Wn konta 566 - Pozostałe koszty operacyjne, strona Ma konta 010 - Środki trwałe. Należy jednak pamiętać, że w przypadku gdy likwidacja jest skutkiem zdarzeń losowych, to część nieumorzona obciąża konto 775 - Straty nadzwyczajne. Postawione w stan likwidacji środki trwałe do czasu fizycznego przeprowadzenia tego procesu ujmuje się na koncie pozabilansowym. Oznacza to, że w dacie wyksięgowania składnika majątku z konta - 010 Środki trwałe należy go ujawnić w wartości początkowej po stronie Wn konta - Środki trwałe w likwidacji. Ostatecznie zlikwidowany środek trwały wyksięgowuje się zapisem: strona Ma konta - Środki trwałe w likwidacji. Środek trwały należy usunąć z ewidencji księgowej także w sytuacji, gdy spółka zdecyduje się na jego sprzedaż. W takim przypadku ewidencja księgowa może przebiegać w następujący sposób: 1. Wystawienie faktury za sprzedany środek trwały: strona Wn konta 240 - Inne rozrachunki, Ma konto 760 - Pozostałe przychody operacyjne (w wartości netto) i Ma konto 224 - VAT należny - wartość VAT należnego. 2. Wpływ środków za sprzedany środek trwały na rachunek bankowy: strona Wn konta 130 - Rachunek bankowy, strona Ma konta 240 - Inne rozrachunki. 3. Wyksięgowanie środka trwałego: strona Wn konta 050 - Umorzenie środków trwałych - do wysokości dotychczasowego umorzenia, strona Wn konta 766 - Pozostałe koszty operacyjne - w wysokości nieumorzonej, strona Ma konta 010 - Środki trwałe. Należy zwrócić uwagę, że firma będzie musiała wyksięgować środek trwały również wtedy, gdy zostanie on przekazany w formie aportu lub darowizny. NIEUMORZONY ŚRODEK TRWAŁY W księgach rachunkowych środki trwałe podlegają amortyzacji. W odróżnieniu od zasad amortyzacji podatkowej, którą rozpoczyna się w miesiącu następującym po miesiącu, w którym środek trwały wprowadzono do ewidencji, prawo bilansowe zezwala na rozpoczęcie dokonywania odpisów już w miesiącu, w którym środek trwały został przyjęty do używania. Stawka i okres amortyzacji w księgach rachunkowych uzależniony jest przede wszystkim od okresu ekonomicznej użyteczności danego środka trwałego. Przy likwidacji środka trwałego wartość nieumorzoną księguje się jako pozostałe koszty operacyjne. AGNIESZKA POKOJSKA @ PODSTAWA PRAWNA • Art. 3. pkt 15 ustawy z 29 września 1994 r. o rachunkowości ( z 2002 r. nr 76, poz. 694 z późn. zm.). Przygotuj się do stosowania nowych przepisów! Poradnik prezentuje praktyczne wskazówki, w jaki sposób dostosować się do zmian w podatkach i wynagrodzeniach wprowadzanych nowelizacją Polskiego Ładu. Tyko teraz książka + ebook w PREZENCIE W poprzedniej części niniejszego opracowania, które ma na celu omówienie zagadnień związanych z prawami i obowiązkami poszkodowanego na etapie postępowania likwidacyjnego, poruszane były zagadnienia związane z definicją postępowania likwidacyjnego oraz skutkiem i formą zgłoszenia szkody. W tej części artykułu poruszone zostaną zagadnienia oraz wątpliwości praktyczne występujące na etapie likwidacji szkód komunikacyjnych z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych (dalej: OC Żądanie dokumentacji w trakcie likwidacji szkody Kontynuując omawianie procesu likwidacji szkody, warto zwrócić uwagę na pozostałe czynności, które przeprowadzane są na skutek złożenia zawiadomienia o szkodzie przez poszkodowanego lub uprawnionego. Jak wynika z treści przepisu art. 16 ust. 1 ustawy z dnia 22 maja 2003 r. o działalności ubezpieczeniowej (tekst jedn. Dz. U. z 2013 r. poz. 950), po otrzymaniu zawiadomienia o zajściu zdarzenia losowego objętego ochroną ubezpieczeniową, w terminie 7 dni od dnia otrzymania tego zawiadomienia, zakład ubezpieczeń informuje o tym ubezpieczającego lub ubezpieczonego, jeżeli nie są oni osobami występującymi z tym zawiadomieniem, oraz podejmuje postępowanie dotyczące ustalenia stanu faktycznego zdarzenia, zasadności zgłoszonych roszczeń i wysokości świadczenia, a także informuje osobę występującą z roszczeniem pisemnie lub w inny sposób, na który osoba ta wyraziła zgodę, jakie dokumenty są potrzebne do ustalenia odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń lub wysokości świadczenia, jeżeli jest to niezbędne do dalszego prowadzenia postępowania. Ubezpieczyciel nie może obowiązku ustalenia przesłanek swojej odpowiedzialności przerzucać na inne podmioty i biernie oczekiwać na potwierdzenie okoliczności zdarzenia przez sprawcę lub na wynik postępowania karnego. Powyższy przepis statuuje początek postępowania likwidacyjnego oraz nakłada związane z tym obowiązki na zakład ubezpieczeń. Przede wszystkim ubezpieczyciel zobowiązany jest wszcząć postępowanie likwidacyjne najpóźniej w terminie 7 dni od daty otrzymania zawiadomienia, podjąć w tym czasie działania w celu ustalenia okoliczności zdarzenia, wysokości i zasadności świadczeń zgłoszonych przez poszkodowanego oraz – co najważniejsze – przekazać poszkodowanemu informację, jakie dokumenty są niezbędne w celu dalszej likwidacji szkody. Oczywiście zakres żądanych dokumentów zależy od indywidualnych okoliczności faktycznych zdarzenia, rodzaju ubezpieczenia oraz rodzaju szkód, które zostały zgłoszone. Należy jednak pamiętać, że zakład ubezpieczeń nie powinien żądać od poszkodowanego dokumentów, których uzyskanie wiązałoby się dla poszkodowanego z nadmiernymi trudnościami lub kosztami. Ubezpieczyciel nie powinien również żądać od poszkodowanego dokumentacji, którą mógłby uzyskać, korzystając ze swoich uprawnień określonych w ustawie o działalności ubezpieczeniowej. Na podstawie skarg napływających do Biura Rzecznik Ubezpieczonych można zauważyć pewną tendencję. Otóż zakłady ubezpieczeń w toku likwidacji szkód z ubezpieczenia OC coraz częściej uzależniają wykonywanie dalszych czynności likwidacyjnych od uzyskania potwierdzenia okoliczności faktycznych zdarzenia od sprawcy, konieczności otrzymania notatki policyjnej z miejsca zdarzenia, wyniku toczącego się postępowania w sprawie o wykroczenie bądź postępowania karnego. Takie działanie nie zasługuje na aprobatę Rzecznika Ubezpieczonych, bowiem jak wskazano w orzeczeniu Sądu Najwyższego z dnia 19 września 2002 roku (sygn. akt V CKN 1134/00), obowiązek wypłaty przez zakład ubezpieczeń odszkodowania z tytułu ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadacza pojazdu, który wyrządził szkodę, powstaje z chwilą najwcześniejszego, jak to możliwe, wyjaśnienia przez zakład ubezpieczeń okoliczności wypadku. Zakład ten bowiem, zgodnie art. 817 ma obowiązek, po otrzymaniu zawiadomienia o wypadku, ustalenia przesłanek swojej odpowiedzialności, to znaczy aktywnego, samodzielnego wyjaśnienia okoliczności wypadku i wysokości szkody. Nie może obowiązku tego przerzucać na inne podmioty i biernie oczekiwać na potwierdzenie okoliczności zdarzenia przez sprawcę lub na wynik postępowania karnego. Roszczenie o zwrot kosztów ekspertyzy może okazać się uzasadnione, jeżeli zostanie za pomocą tej ekspertyzy wykazane, że ubezpieczyciel nieprawidłowo ocenił rozmiar szkody. Ubezpieczyciel nie powinien również oczekiwać na wynik postępowania w sprawie o wykroczenie bądź też na konieczność uzyskania potwierdzenia okoliczności zdarzenia przez sprawcę w sytuacji, gdy może ustalić okoliczności zdarzenia i odpowiedzialność na podstawie innej dokumentacji, takiej jak np.: pisemne oświadczenie złożone przez sprawcę na miejscu zdarzenia, zeznania świadków, notatka policyjna, oględziny pojazdów. Należy pamiętać, że ustalenie odpowiedzialności za szkodę jest obowiązkiem ubezpieczyciela, tym samym nie może on bezpodstawnie przerzucać go na poszkodowanego. Oględziny W praktyce w ciągu kilku dni po otrzymaniu zawiadomienia o szkodzie zakłady ubezpieczeń dokonują oględzin uszkodzonego pojazdu mechanicznego, które są przeprowadzane przez pracowników towarzystw ubezpieczeniowych w oparciu o specjalistyczne programy typu Audatex czy Eurotaxglass’s. Jeżeli ktoś na etapie oględzin nie zgadza się z zakresem uszkodzeń bądź wyliczeniami zaproponowanymi przez likwidatora działającego na rzecz zakładu ubezpieczeń. powinien wstępnie zasygnalizować swoje zarzuty likwidatorowi oraz poinformować o tym fakcie ubezpieczyciela. Gdyby pierwsze oględziny zostały sporządzone nierzetelnie lub nieprofesjonalnie, to poszkodowany powinien zażądać od zakładu ubezpieczeń niezwłocznego przeprowadzenia ponownych oględzin. W sytuacji gdyby takie oględziny nie zostały dokonane, to poszkodowany powinien zlecić wykonanie ekspertyzy bądź kosztorysu podmiotowi trzeciemu (np. niezależnemu rzeczoznawcy) oraz zażądać jednocześnie od ubezpieczyciela zwrotu kosztów poniesionych na rzeczoną ekspertyzę lub kosztorys – oczywiście jedynie w wypadku, gdy kosztorys ten wykaże, że ubezpieczyciel dokonał błędnych wyliczeń podczas pierwszych oględzin pojazdu. Zgodnie bowiem z treścią uchwały Sądu Najwyższego z dnia 13 marca 2012 r. (sygn. akt III CZP 75/11) uzasadnione i konieczne koszty pomocy świadczonej przez osobę mającą niezbędne kwalifikacje zawodowe, poniesione przez poszkodowanego w postępowaniu przedsądowym prowadzonym przez ubezpieczyciela, mogą w okolicznościach konkretnej sprawy stanowić szkodę majątkową podlegającą naprawieniu w ramach obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych (art. 36 ust. 1 ustawy z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych, Dz. U. Nr 124, poz. 1152 z późn. zm.). W związku z powyższym roszczenie poszkodowanego o zwrot kosztów poniesionych tytułem zlecenia sporządzenia ekspertyzy może okazać się uzasadnione, jeżeli zostanie za pomocą tej ekspertyzy wykazane, że ubezpieczyciel nieprawidłowo ocenił rozmiar szkody. Istotą bezgotówkowego rozliczenia jest to, że poszkodowany oddaje pojazd do warsztatu naprawczego, a warsztat na mocy pełnomocnictwa bądź cesji kontaktuje się z ubezpieczycielem na etapie likwidacji szkody i dochodzi od niego należnych kosztów naprawy. Metody likwidacji szkód komunikacyjnych Na przykładzie praktyki związanej z likwidacją szkód komunikacyjnych z ubezpieczenia OC możemy wyróżnić trzy metody rozliczenia szkody: kosztorysowa, fakturowa, bezgotówkowa. Kosztorys jest dokumentem prywatnym, który zawiera przewidywane koszty naprawy uszkodzonego pojazdu. Kosztorys sporządzany jest najczęściej przez warsztat naprawczy, likwidatora towarzystwa ubezpieczeniowego bądź też niezależnego rzeczoznawcę. Funkcjonujące w praktyce programy komputerowe, które są wykorzystywane do sporządzenia kosztorysu zawierającego koszty naprawy, to Eurotaxglass’s oraz Audatex. Kosztorys przedstawia informacje o zakresie i sposobie naprawy, rodzaju części użytych do naprawy, wysokości stawek za roboczogodziny, długości prac naprawczych, ilości materiału lakierniczego użytego do naprawy itp. Warto zwrócić uwagę, że w orzecznictwie zarówno sądów powszechnych, jak i Sądu Najwyższego przeważa pogląd, iż rozliczenie kosztorysowe jest wystarczającym i zupełnym dokumentem, który przedstawia faktycznie poniesioną szkodę. Warto chociażby zwrócić uwagę na wyrok Sądu Najwyższego z dnia 16 maja 2002 r. (sygn. akt. V KN 1273/00), gdzie wskazano, że roszczenie o świadczenie należne od zakładu ubezpieczeń w ramach ubezpieczenia komunikacyjnego odpowiedzialności cywilnej z tytułu kosztów przywrócenia uszkodzonego pojazdu do stanu pierwotnego jest wymagalne niezależnie od tego, czy naprawa faktycznie została dokonana. Jeśli zatem naprawa samochodu i rzeczywiste poniesienie kosztów z tego tytułu nie są warunkami koniecznymi do dochodzenia odszkodowania, to nie sposób podzielić poglądu, iż koszty naprawy określone przez specjalistyczny warsztat nie mogą być miernikiem służącym do ustalenia odszkodowania należnego powodowi, gdyż ten nie dokonał naprawy samochodu. W związku z powyższym warunkiem wypłaty świadczenia nie może być faktycznie dokonanie naprawy pojazdu poszkodowanego. Odszkodowanie powinno zostać ustalone i wypłacone na podstawie rozliczenia kosztorysowego, chyba że poszkodowany w sposób wyraźny wyrazi zgodę na likwidację szkody na podstawie faktury bądź rachunku potwierdzającego naprawę. Jednakże rozliczenie na podstawie faktur bądź rachunków pociąga za sobą pewne ryzyko dla osób poszkodowanych. Rzecznik Ubezpieczonych zaobserwował niepokojącą praktykę polegającą na tym, iż ubezpieczyciele odręcznie skreślają ceny części bądź kwoty podanych kosztów naprawy na kosztorysach lub fakturach przedstawianych zarówno przez poszkodowanych, jak i warsztaty naprawcze. Ta bezzasadna praktyka została w sposób szczegółowy opisana w raporcie Rzecznika Ubezpieczonych z 2014 r. Orzecznictwo Sądu Najwyższego a praktyka likwidacji szkód komunikacyjnych. Działania takie oczywiście nie znajdują uzasadnienia w świetle obowiązujących przepisów, które stanowią, iż jeżeli zakład ubezpieczeń odmawia uznania w całości lub części roszczeń, powinien przedstawić poszkodowanemu stosowne uzasadnienie faktyczne oraz podstawę prawną uzasadniającą całkowitą lub częściową odmowę wypłaty odszkodowania (art. 14 ust. 3 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, PBUK i UFG w zw. z art. 16 ust. 3 ustawy o działalności ubezpieczeniowej). Warto w tym miejscu zaznaczyć, że pismo przesyłane do poszkodowanego zawierające stanowisko odmowne, powinno spełniać następujące warunki formalne i merytoryczne: Termin – poszkodowany powinien otrzymać stosowne pismo od ubezpieczyciela w terminie 30 dni od dnia złożenia zawiadomienia o szkodzie. Uzasadnienie częściowej lub całkowitej odmowy – pismo powinno zawierać opis okoliczności faktycznych, jak również wskazanie podstawy prawnej, w oparciu o którą ubezpieczyciel podjął określone stanowisko. Wskazanie przyczyn, w oparciu o które ubezpieczyciel odmawia wiarygodności dowodom przedstawionym przez uprawnionego. Przykładowo jeżeli poszkodowany przedstawia ekspertyzę niezależnego rzeczoznawcy, która zawiera określoną wysokość kosztów naprawy, to ubezpieczyciel, odmawiając uznania roszczeń poszkodowanego, powinien przedstawić na piśmie stanowisko, w którym uzasadni brak akceptacji kosztorysu poszkodowanego. Na marginesie warto przypomnieć, że w pkt Wytycznych dotyczących likwidacji szkód z ubezpieczeń komunikacyjnych przyjętych przez Komisję Nadzoru Finansowego w dniu 16 grudnia 2014 r. wskazano, że w przypadku zakwestionowania przez ubezpieczyciela wyliczenia kosztów naprawy pojazdu zawartych w kosztorysie sporządzonym przez rzeczoznawcę lub warsztat naprawczy na zlecenie uprawnionego, zakład ubezpieczeń powinien uzasadnić, na jakiej podstawie przyjął, że kosztorys jest nieprawidłowy. Pouczenie – w piśmie skierowanym do osoby zgłaszającej roszczenie ubezpieczyciel powinien zawrzeć stosowne pouczenie o możliwości dochodzenia roszczeń odszkodowawczych w drodze powództwa cywilnego przed sądem powszechnym. Przejrzysta, jednoznaczna treść oraz należyte i rzeczowe uzasadnienie stanowiska – warunek ten należy wyprowadzić z treści art. 355 § 2 w zw. z art. 354 Ubezpieczyciel powinien zadbać o to, aby pismo kierowane do poszkodowanego zawierało wszelkie wskazane wyżej elementy, a dodatkowo było sporządzone w sposób profesjonalny, merytoryczny oraz czytelny z punktu widzenia przeciętnego odbiorcy niebędącego profesjonalistą. Poszkodowani często decydują się również na tzw. bezgotówkową metodę likwidacji szkody. Istotą bezgotówkowego rozliczenia jest to, że poszkodowany oddaje pojazd do warsztatu naprawczego, a warsztat na mocy udzielonego pełnomocnictwa bądź cesji wierzytelności kontaktuje się bezpośrednio z ubezpieczycielem na etapie likwidacji szkody i dochodzi od niego należnych kosztów naprawy. W takim przypadku rozliczenie może nastąpić zarówno na podstawie kosztorysu (np. sporządzonego przez warsztat i przesłanego ubezpieczycielowi do akceptacji) bądź na podstawie faktur wystawionych przez warsztat. Art. 461 § 1 nie może stanowić podstawy do zatrzymania całego pojazdu z powodu nieuregulowania należności za naprawę. W razie wyboru opisywanej metody między poszkodowanym a warsztatem naprawczym powstaje stosunek zobowiązaniowy na podstawie zawartej umowy o naprawę pojazdu. Na marginesie należy zaznaczyć, iż w wykładni przepisów pojawiła się wątpliwość co do charakteru umowy o naprawę pojazdu. Dotyczy ona kwestii, czy jest to umowa o dzieło, czy też umowa mieszana z elementami umowy zlecenia bądź umowy przechowania. Wątpliwość ta została poniekąd rozstrzygnięta przez Sąd Najwyższy, który w orzeczeniu z dnia 25 listopada 2004 r. (sygn. akt V CK 235/04) wskazał, że umowa o oddanie samochodu do naprawy jest umową mieszaną, do której stosować należy przepisy umowy o dzieło i umowy przechowania. Stanowisko to zostało również wyrażone w orzeczeniu Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 26 marca 2013 r. (sygn. akt I ACa 1150/12). W związku z powyższym pomiędzy poszkodowanym a warsztatem zawierana jest stosowna umowa, co rodzi określony stosunek prawny, natomiast między warsztatem a ubezpieczycielem powstaje kolejny stosunek prawny, którego charakter zależny jest od tego, czy warsztat naprawczy występuje w roli pełnomocnika, czy też nabywcy wierzytelności. Wśród skarg bądź problemów pojawiających w zapytaniach mailowych i podczas rozmów prowadzonych z poszkodowanymi dzwoniącymi na infolinię najczęściej pojawiają się kwestie związane z ustaleniem wartości kosztów naprawy oraz różnicą w wysokości kosztów naprawy pojazdu ustalonych przez ubezpieczyciela oraz warsztat naprawczy. Jak już uprzednio wspomniano, w praktyce stosowany jest model postępowania, w którym warsztat naprawczy ustala na podstawie kosztorysu przewidywaną wartość i zakres prac, a ubezpieczyciel dokonuje akceptacji kosztów naprawy. Zdarza się jednak, że ubezpieczyciele pomniejszają koszty naprawy zaproponowane przez warsztat naprawczy, stosując potrącenia amortyzacyjne cen części zamiennych i zaniżone stawki bądź też skreślają (bez żadnego uzasadnienia merytorycznego) odręcznie wartości przedstawione w kosztorysie i wpisują do tego dokumentu własne stawki ustalone w sposób jednostronny, bez uzgodnienia z warsztatem naprawczym. W razie sporu powstałego na etapie postępowania likwidacyjnego i braku woli po stronie ubezpieczyciela zaakceptowania kosztów naprawy często zdarza się, że warsztaty naprawcze działające jako pełnomocnicy występują do poszkodowanych z roszczeniem o dopłatę kosztów naprawy, które nie zostały uznane przez zakład ubezpieczeń. Wówczas poszkodowany na mocy umowy zawartej z warsztatem naprawczym zobowiązany jest do dokonania dopłaty za naprawę pojazdu i powinien zwrócić się do ubezpieczyciela z roszczeniem zwrotnym o zapłatę kwoty, którą zobowiązany był pokryć ubezpieczyciel w ramach swojej odpowiedzialności gwarancyjnej. Na marginesie należy zaznaczyć, że warsztaty naprawcze stosują bezpodstawnie prawo zatrzymania pojazdu przeznaczonego do naprawy do czasu uzyskania zapłaty całości kosztów naprawy przez poszkodowanego. Takie działanie nie znajduje oparcia w przepisach, bowiem jak wskazano w orzeczeniu Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 15 stycznia 2013 r. (sygn. akt I ACa 1074/12), treść prawa zatrzymania regulowanego art. 461 § 1 nie może stanowić podstawy do zatrzymania całego pojazdu z powodu nieuregulowania należności za naprawę, gdyż wynagrodzenie za naprawę samochodu nie jest nakładem na rzecz w rozumieniu tego przepisu. Należy mieć na uwadze, że mimo licznych obowiązków nałożonych ustawą na ubezpieczyciela dokonującego czynności likwidacji szkody również poszkodowany powinien współpracować z zakładem ubezpieczeń na etapie likwidacji szkody w pojeździe i przedstawić w miarę możliwości żądane przez ubezpieczyciela dokumenty oraz udostępnić uszkodzony pojazd do oględzin. Wszystkie zaprezentowane sposoby rozliczenia szkody mogą zostać wykorzystane w sposób efektywny oraz ułatwić ustalenie wysokości świadczenia odszkodowawczego i jego wypłatę. Jednakże zaprezentowane wyżej przykładowe nieprawidłowości, których dopuszczają się ubezpieczyciele, bezpodstawnie i niepotrzebnie uniemożliwiają poszkodowanym przejście w sposób sprawny i bezproblemowy przez procedurę likwidacji szkody. Fot: Zero Creatives / Refrakcja oka to załamanie promieni świetlnych, pozwalające na ich zogniskowanie na siatkówce. Wady wzroku lub zaburzenia akomodacji prowadzą do skupiania obrazu w innej płaszczyźnie i powodują konieczność korekty – szkłami okularowymi, soczewkami kontaktowymi lub metodami chirurgicznymi. Refrakcja oka to proces załamania promieni świetlnych przez układ optyczny gałki ocznej. Dzięki niemu na siatkówce powstaje ostre (choć odwrócone i pomniejszone) odzwierciedlenie widzianych obiektów. Akomodacja pozwala na zmianę parametrów tego układu tak, by oko mogło obserwować nie tylko przedmioty dalekie, ale również te znajdujące się blisko. Refrakcja oka – jak powstaje obraz w oku? Refrakcja oka to proces załamywania promieni świetlnych, które odbijają się od obserwowanego przez człowieka przedmiotu albo przechodzą przez niego. Najpierw docierają one do rogówki – przejrzystej, przedniej części ściany gałki ocznej. Następnie trafiają do soczewki, przez którą przenikają do siatkówki. Tam pobudzają receptory tworzące impulsy, które nerwami wzrokowymi przenoszone są do mózgu. W trakcie wędrówki przez oko promienie ulegają załamaniu (refrakcji) na rogówce i soczewce. Obie struktury działają jak bardzo silne szkło powiększające – mają zdolność skupiającą około 40 i 20 dioptrii. Odpowiednio skupione promienie trafiają na siatkówkę, gdzie tworzą obraz przedmiotów. Aby prawidłowo widziane były obiekty bliskie, musi zadziałać mięsień rzęskowy, którego skurcz wpływa na kształt soczewki, co poprawia widzenie obiektów będących w niewielkiej odległości. Proces ten to akomodacja oka. Zobacz film: Jak dbać o swoje oczy? Źródło: 36,6. Zaburzenia refrakcji oka Wady refrakcji oka to przede wszystkim: krótkowzroczność, nadwzroczność i astygmatyzm (niezborność). Krótkowzroczność (myopia) to stan, w którym ostry obraz wewnątrz oka tworzy się przed siatkówką. Przyczyną jest zbyt długa gałka oczna albo zbyt silne skupianie promieni przez układ optyczny. Jest to przypadek tzw. krótkowzroczności refrakcyjnej. Nadwzroczność (hyperopia lub potocznie dalekowzroczność) to wada o przeciwnym mechanizmie – siatkówka znajduje się bliżej rogówki i soczewki, niż może tworzyć się ostry obraz. Niezborność, czyli astygmatyzm, wynika z nieprawidłowej budowy rogówki lub gałki ocznej – drogi promieni przechodzących przez oko w krzyżujących się płaszczyznach nie są równe. Kiedy chory patrzy np. na kartkę w kratkę, może wyraźnie widzieć linie pionowe, a poziome – mocno rozmyte. Niektóre osoby mają złożone wady refrakcji oka, które są kombinacją krótkowzroczności albo nadwzroczności z astygmatyzmem. Zaburzenia refrakcji i akomodacji – prezbiopia Przenoszenie wzroku z przedmiotów dalekich na bliskie jest możliwe dzięki zjawisku akomodacji – zmiany kształtu soczewki. U osób po 40. roku życia często dochodzi do zmniejszenia elastyczności tej struktury oka i postępującego z wiekiem nasilenia wady. Trudność sprawiają czytanie, wykonywanie precyzyjnych czynności (np. nawlekanie igły), z czasem również obserwacja ekranu komputera i inne codzienne zadania. Chory, by lepiej widzieć, czyta teksty, trzymając je w wyciągniętej ręce oraz korzysta z bardzo silnych źródeł światła. Ta wada refrakcji nazywana jest starczowzrocznością (prezbiopią). Badanie refrakcji oka Podstawowe badanie refrakcji oka to określenie ostrości widzenia do dali i do bliży bez korekty. Pozwala to stwierdzić, jak duża jest wada wzroku. Pacjent ma za zadanie rozpoznawać litery lub wzory (tzw. optotypy) pokazywane na ekranie znajdującym się w określonej odległości (najczęściej 6 m) i z tabliczki trzymanej ok. 30–40 cm od oka. Im mniejsze znaki jest w stanie rozpoznać chory w każdym z testów, tym lepsza jest jego ostrość wzroku. Badanie powtarza się po dobraniu przez lekarza lub optometrystę szkieł korekcyjnych. Procedurę można przyspieszyć przez użycie autorefraktometru – urządzenia, które po krótkim badaniu podaje wynik w postaci informacji o: wielkości wady sferycznej (krótkowzroczność, nadwzroczność, korekta do bliży przy starczowzroczności), wielkość astygmatyzmu w oku, kąt astygmatyzmu. Wyniki podawane są dla każdego oka osobno, pierwsze dwie wartości w dioptriach (jednostkach mocy soczewek optycznych), a ostatnia w stopniach. W niektórych sytuacjach badanie przeprowadza się po krótkotrwałym porażeniu akomodacji i rozszerzeniu źrenicy za pomocą specjalnych kropli. Diagnostykę uzupełnia się czasem innymi testami. Zobacz film: Jak powinniśmy dbać o nasze oczy? Źródło: 36,6. Korekta wad refrakcji oka Podstawową metodą korygowania wad refrakcji oka jest korekta okularowa. W przypadku nadwzroczności są to sferyczne szkła skupiające, a krótkowzroczności – rozpraszające. Astygmatyzm koryguje się soczewkami cylindrycznymi, a wady kombinowane – torycznymi. Osoby z prezbiopią otrzymują szkła skupiające „do czytania”. Często stosowane są szkła dwuogniskowe lub wieloogniskowe. Okulary można często zastąpić soczewkami kontaktowymi, które musi dobrać okulista lub optometrysta. Obecnie najczęściej stosuje się soczewki miękkie jednorazowe – przeznaczone do noszenia przez 1 dzień – lub okresowe, dla których maksymalny czas każdego nałożenia na oko, okres użytkowania oraz sposób pielęgnacji określa producent. Dodatkowymi metodami leczenia wad refrakcji są metody chirurgiczne. Podstawową metodą są tu zabiegi laserowe – promieniem o dużej energii modyfikuje się odpowiednio kształt rogówki. Pozwala to zrezygnować z okularów zupełnie lub zastosować słabsze, lżejsze szkła. Metodami bardziej złożonymi i stosowanymi w wybranych sytuacjach są: keratotomia (precyzyjne nacinanie powierzchni rogówki tak, by zmieniła swój kształt), wszczepienie specjalnej soczewki korekcyjnej do wnętrza gałki ocznej. Wady refrakcji oczu zawsze wymagają właściwej diagnostyki ze względu na uboczne efekty: upośledzenie koordynacji ruchowej i widzenia przestrzennego, przewlekłe bóle i zawroty głowy, zapalenia spojówek, u dzieci: powstanie zeza, pogorszenie wyników w nauce i ogólne opóźnienie rozwoju. Zobacz film: Laserowa korekcja wzroku. Źródło: 36,6.

jaki może być skutek nieprawidłowo ustawionych reflektorów świateł mijania